Długo zastanawiałam się jak będzie wyglądał ten wpis. Jak będę celebrować swój piąty rok w zawodzie, kleić śmieszną rolkę i czekać na aplauz, a publika będzie uprawiać ekstremalne pochlebstwa. Jednak tak się nie stanie, bo tu kończy się ten rozdział.
Po pięciu latach kończę swoją karierę tatuatorską w Polsce. Po pięciu latach tej drogi, gdy zrobiłam wszystko co mogłam, poczułam się zalana kwasem.
W miejscu gdzie wszystko kosztuje coraz więcej, tatuaże kosztują coraz mniej. Gdzie piana leci ludziom z pyska przy piątym browarze, przechwalając się kto dał mniej, a najlepiej dostał za darmo. W kraju, w którym zawód ten jest wykorzystywany i nieszanowany. Gdzie tatuaże traktuje się bardzo poważnie a artystów lekceważąco.
Ta droga nigdy nie była łatwa, ale bardzo głęboko wierzyłam, że w tatuowaniu w końcu będzie chodziło o tatuowanie, a nie spalanie się na własnym ogniu. Gdzie nie będziemy pracować siedem dni w tygodniu. Gdzie będziemy tworzyć z serca i to będzie docenione, a nie wydojone i spuszczone w kiblu, bo można nami przebierac jak produktami.
Podziękuję miejscu, w którym roi się od mentalności cebuli- dużo warstw, mało godnosci.
Miejscu, w którym ceny nie chce się znać i wartości nie rozumie.
Miejscu, przez które poczułam się jak emocjonalny śmietnik, więzień tabletu, mediów społecznościowych i algorytmów.
Mało tu się mówi jaką cenę płaci tatuator, ale za to często się pluje, że nie jest wart prawie żadnej.
Nie jestem w stanie już dalej ścierać się i toczyć sporu ze ściąną. Traktować rozczarowania jako standardowej dawki emocji, do której muszę przywyknąć. Bo cebulą śmierdzi tam, gdzie takt i poczucie umiaru już dawno zdechły. Tam gdzie pięknych ludzi za mało by to wszystko wypełnić. Tam gdzie presja ogromna a uznanie znikome.
Już nie będzie roszczeń, parskania, ironii i pogardy. Wymuszania jakby cały świat był na usługach. Zabierania czasu i spełniania wygórowanych oczekiwań za skąpą wdzięczność. Już nie będzie życia w pracy, po pracy, dla pracy. Niekończącego marnotrawienia siebie i trzymania palca prosto w dupie ludziom, którzy stawiają żądania- bo przesyt dał im na to przyzwolenie.
Ale za to będą jeszcze szczere podziękowania dla tej drugiej strony medalu, która mnie przy tym wszystkim trzymała.
Dziękuję za każdy moment, w którym wpuściliście mnie do swojego świata. Za każdy, w którym stałam się częscia Waszej historii. Dziesiątki tysięcy wspólnych godzin, uczuć i emocji. To był nasz czas. Czas, który bardzo mnie ukształtował, wziął za pysk i uświadomił swoją wartość. Nauczył ogromnej pokory i pozwolił zobaczyć siebie w różnych światłach i wymiarach. Gdzie zrozumiałam, że to nie w lustrze a w drodze widzę siebie najpełniej. To była nasza wspólna droga.
Razem śmialiśmy się głośno, tańczyliśmy, przeżywaliśmy i pozwoliliśmy narodzić się wzajemnej sympatii. Otwieraliście się przede mną i opowiadaliscie historie, które wstrząsneły mną do głębi. Zakrywałam Wasze rany przemocy fizycznej i emocjonalnej. Naznaczaliśmy wszystkie początki i końce. Słuchałam o Waszych planach, marzeniach i wykroczeniach. Byłam częścią przy narodzinach Waszych dzieci, ślubach, pogrzebach, nowych etapach i załamaniach. Tatuowałam imiona i symbole tych, którzy odeszli, nienarodzonych dzieci poczętych w wyniku gwałtów i zamordowanych braci. Tuliłam mocno gdy płakaliście, a ja płakałam z Wami. To było znacznie więcej niż praca.
Dzięki Wam jestem gotowa na kolejny etap. Bez Was ten dzień nigdy by nie nastąpił.
Życzę wszystkim, abyście częściej słuchali swojej intuicji, mieli odwagę stawiać granice i pójsc za głosem serca. Abyście potrafili mówić „dość”, wyciągali lekcje i nie pozwalali wypalić sobie skrzydeł. Abyście nigdy nie musieli tkwić w środowisku, w którym wymagania rosną a wartośc maleje. Bo prawda jest taka, że dopóki macie siebie, macie wszystko.
Całuję, Danka